wtorek, 30 września 2008

Zajebałem się w tobie jak chuj.

Tak mówi dresiarz do swojej klaczy "kocham cię".
Jestem tym absolutnie i dogłębnie zafascynowany.
Poważnie!
Słowotwórstwo może i nie na najwyższym poziomie, jednak ile w tym uczuć! głębi! żaru! MIŁOŚCI KURWA!

Szczerze powiedziawszy, nie wiem jak to akcentować? czy w ogóle ?
Czy bardziej skupić się na intonacji słowu "chuj" czyli z patosem - "CHUJ!"?
Czy może rozciągnąć intonację słowu "zajebałem" czyli "zajeeeeeebałem"?
Zagadka pozostaje nierozwiązana do dziś.

Zgodnie z druzgoczącym wynikiem ankiety, notka ma być o seksie. I będzie.
Przy okazji - kiepski był to pomysł by dać jej 12 h żywot. Jedna osoba tylko "zdążyła" wziąć udział a reszta was zapewne była na zejściu po klepniętej dawce hery.

M'kay.
Od czego zacząć?
Wiem.
Sypialnia. Łóżko. Świeczki, muzyka 'ala Barry White, butelka czy butelki wina - sceneria.
Dwoje młodych ludzi, zaczarowani wzajemnym pocałunkiem, który z sekundy na sekundę przybiera coraz to bardziej agresywniejszy i łapczywy charakter tym bardziej łapczywie się rozbierają. Na podłogę kolejno zrzucane są kawałki garderoby, począwszy od spodni, swetrów, koszulek i tym podobnych tiszertów po coraz to mniejsze kawałki bokserek, cyconoszów i stringów.
Zaczynają się bzykać.
Stop, stój kurwa moment.
A skarpetki?

Wciąż na stopach.

Dacie wiarę?
Nie rozumiem tego.
Jak już się zaczyna bzykać normalne jest, że dwoje partnerów odkrywa nawzajem ku sobie najbardziej ze swoich intymnych części ciała. Dziewczynki nonszalancko rozchylają nogi, chłopcom sterczą pały obok wiszących wesoło jajek.

!?

Obrzydzenie mnie napawa na samą myśl!
Nie zrozumcie mnie źle - nie mówię tu o szybkich numerach. Tu jedynie z wiszącym jęzorem i drżącymi rękoma robimy dziurę tu, kroczę rozpinamy tam i pociskamy.
Nienienie, podałem przykład sypialniany z winem muzyką i całą plejadą rytuałów by w końcu dobrać się wzajemnie do rozporków.

Dziewczyny - to was z *reguły* nie dotyczy.
Pończochy jeżeli są - naturalnie zachowujemy na sobie.
Rajstopsy, soksy czy inne szatańskie wynalazki, PO KRYJOMU (!) zastrzegam - PO KRYJOMU, najlepiej kiedy nie patrzy, zdjąć i cicho schować do torebki. Możecie się nawet wymigać z twarzą, prosząc czy proponując by wasz partner wam odprawił masaż stóp. Wtedy naturalnym gestem zdejmujemy anty zwody, tłumacząc, że będzie mu łatwiej masować.
Jeżeli jednak macie do czynienia z tak nierozgarniętym gachem, że ma zamiar się do was dobrać w skarpetkach, które zapewne prał w ostatnią gwiazdkę, to stanowczo włączyć hamulce.
Palcem skarcić gamonia, by popamiętał skurwiel, aby następnym razem takiej gafy nie strzelił. Przyprawić możecie drogie Panie określeniem "nie nawilża mnie taki widok".
Kretyn aż zblednieje.


Uwierzcie mi - zrobicie dobry uczynek nie tylko sobie, ale jak i całej ludzkości.
Jak Neil Armstrong raz powiedział - Dla człowieka to jeden krok, a dla ludzkości ogromny krok
naprzód.



-V,,


P.S.
Konkurs dla drogich czytelników :





Pytanie konkursowe :
Co jest super w tych "super nogach" i super zdjęciach?
Kreatywne odpowiedzi proszę umieszczać w komentarzach.

sobota, 6 września 2008

www.żal.pl

*kliknijcie w tytuł notki, będzie się lepiej czytało*

Polska jest krajem doprawdy biednym.

Nie w kwestii finansowo-ekonomicznej.

Temat dotyczy nas - ludzi, towarzyszy jak mawiał Genio Jaruzel.

Jesteśmy zasmuceni chujowo niskimi pensjami, złodziejskim i przy tym nieudolnym rządem. Emeryci się żalą o służbę zdrowia (przy okazji, jakie ironiczne określenie organu administracji publicznej, który jakby konkretnie przydzielić do organizmu ludzkiego, wskazywałby raczej na rozwolniony przez wilka zwieracz, czy wątroby który tryska siuśkami i ropą), renciści i inne nieroby o swoją pomogę, dzicz na policję, policja na dzicz, która śmie się oznajmiać kibicami. Prezydentowej, która nosi reklamówkę galerii centrum. I tak dalej i tak w kółko.


Sport i nasi sportowcy, cierpi na rodzaj chronicznej nieudolności.

Olimpiada, dzień któryś z kolei, medali brak.

Człowiek ogląda tą olimpiadę, patrzy się z grymasem na cieszących się Niemców, po czym wychodzą

N A S I. Nasi.

Jak to dumnie brzmi.
Jednak gdy oglądam tych naszych ,którzy gibając się jak te pierdolone rezusy na arenie, torze, taplając się bezradnie w wodzie, nieraz miałem chwilę zastanowienia, czy paraolimpiadę w tym roku połączyli z tą zwyczajną.

Kurwa żal!

MONGOLIA, kraj ni to czarnych, ni to żółtych, potrafi położyć na jej wychudzone kurze łapki orła białego w Judo.

Hiszpanie, którzy z goła mają większego bzika na wpierdalanie szpad w bok byka, bez większych problemów pokonuje wice-niby-mistrzów świata w piłce ręcznej.

Ale rozgryzłem czemu tak jest.

To przez NARKOTYKI drodzy czytelnicy.
Tak. Do takiego śmiałego wniosku doszedłem po wnikliwym oglądaniu naszej sportowej elity.

Połowa tych gamoni wygląda jakby byli na haju po marihuanie. Zamglone oczy, pól durny uśmieszek ,który przywołuję minę gerberów, tuż po tym kiedy stoczyły batalię z uwolnieniem kolejnej kupy w portki, opuszczone po boku ręce, plączące się nogi.
A tymczasem proszę spojrzeć na Niemców, Rosjan, Chińczyków czy tym gorsza.. Amerykanów!

Pierdoleni też zażywają!

Tyle, że KOKSU.

Gały wytrzeszczone, zęby i minę w dziwnym szczękościsku, rękoma non stop wymachują, mają problem USTAĆ w jednym miejscu.

I nawet w tej dziedzinie, państwo zawodzi.
Zamiast dać tym biedakom odrobiny koksu, dali im na zamułę trawy.
Amerykanie mają ten swój cały „Eye of the Tiger”.

NASI mają oczy zjarane i sfilcowane, a pod nosem pomrukują, że będą brali w aucie.

Jesteśmy bardziej głodni, niż te grubasy, które stoją z ślinotokiem w kolejce po burgery w mcdonaldzie czy innym gównie, na sukces.
Na sukces, radość, spełnienie.

By choć na chwilę być dumnym, że jest się tym Polakiem. Oprócz rzecz jasna, opowiadać cudzoziemcom jaką to nie mieliśmy historii na miarę epickiego filmu z Hollywood. Widzicie? Nawet w tej materii nie możemy wykorzystać potencjalnego materiału na reklamę, rozgłos czy pamięć.
Czy ktoś na świecie nie słyszał o Pearl Harbour? Czy Wietnamie? O Normandii nie wspominając.
A zapytać się pierwszego amerykana, francuza czy ruska, o Dywizjon 303? O Westerplatte? O Monte Casino? Enigma?

Tak! Słyszeli o tym ostatnim. Coś, że o maszynie szyfrującej, którą złamali Anglicy.
Chopin też był przecież francuzem.
I tu polega cały gówniany problem. Polacy zawsze mieli problem z wykorzystaniem własnych dóbr. Problem z rozgłosem własnej wersji historii, która przecież się tak różni w kilku rozdziałach z historią innych nacji.


Ni chuja.
Wolimy być dymani od tyłu przez wielkiego tłustego czarnucha z ju es ej i udawać panów w europie. Mając CO?
Mając gówno.
Dosłownie.
Nie od dzisiaj wiadomo, że polaczki zarabiają na wywozie śmieci szwabów. A gdzie je wywożą? Dopiero co omawianej ziemi naszej ojczystej.
Nasi przodkowie muszą się turlać i piać z wścieklizny na myśl o kraju , który niezliczone razy zmazywał nas z mapy tego świata. Z którym walczyliśmy o przetrwanie i naszą tożsamość narodową


I dla którego wyrażaliśmy chęć, stania się ich osobistymi

śmieciarzami.

Mam prośbę.

Następnym razem kiedy ktoś się wkurwi, że planowana autostrada w Raspudzie czy innej dziurze, rozmaże na odbiciu asfaltu jakąś żabę, przepiórkę czy sarenkę i zechce zorganizować pierdolone referendum, proszę mnie uprzedzić kiedy ktoś zadecyduje, aby z tego narodu robić śmietnik dla naszych czarujących sąsiadów.


Jest już wystarczający satysfakcjonujący syf.


Niemiec przynajmniej wie, żeby nie srać na własnym podwórku, skoro może zwalić kupę u sąsiada.



-V,,



P.S.

notka spisana na urlopie, w trakcie 3 bądź 4 dnia olimpiady.


poniedziałek, 1 września 2008

Material World.3

Poniedziałek.
Po naskrobaniu kilku dokumentów, analizy miesięcznego planu działań mojego działu w pracy - czyli innymi słowy ile pieniążków zasili konto B w przyszłym miesiącu (śmiech przez łzy) oraz zjedzeniu śniadania, zacząłem szperać w sieci.
Jak to ja, znalazłem stronę bardziej perfidną niż od nieszczęścia, rojącego się w gaciorach dziewczynek na poznańskiej.

Chodzi rzecz jasna o stronę z villami.
Nie polskimi "willami".

VILLA'MI - VILLA'MI.
Gosh.
Oto winowajca kilku minutowego szczękościsku i plamy na owym planu działań od kapiącej śliny.













To architektoniczne cudo, znajduję sie w Meksyku.
Ale hola! nim się zakrztusicie, gnam z wyjaśnieniem - rezydencja owszem znajduję się w kraju gibających się fasolek, jednak w regionie, który nazywa się CABO.

A Cabo, to taki amerykański meksyk.
Rzut beretem do granicy, a w samej miejscowości, więcej amerykanów i turystów niż samych beaners.
Raj dla wielbiących tequile, tacos oraz amatorów mocnych wrażeń. Podobno must-to-see w cabo jest szoł z udziałem przesympatycznej młodej prezenterki i konia. Nie kucyka, czy innego pony, tylko prawdziwego rasowego jak jot tvoja mać skurwysyna za ogiera.

W każdym razie, umiejscowienie Cabo przyprawia o uśmiech i może pozwoli wam zrozumieć istotę izolacji Cabo od reszty tego sajgonu za kraju.



To wygląda jak siusiak całego MEXICO!
Czyli znaleźlibyście się w jednej z najbardziej interesujących części w kraju.
Taki Red Light District, tylko trochę większy. Fresher.
Może w tym tkwi cały magnetyzm tego miejsca, który przyciąga milionerów niczym naćpaną ćmę do sprośnego, czerwonego neonu.

Ole!



-V,,