czwartek, 29 maja 2008

Happy Feet

Co za parszywy żywot.
Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się przeziębić w lecie.
Ani w wiosnę czy w czasie wczesnej jesieni.

Zwale to na globalne ocieplenie.
Tak, to na pewno przez to!
Parzące się za pieniądze, ubrania i jedzenie (!) gimnazjalistki, tępota i skurwysyństwo polskich polityków i niedokończona pierwsza nitka warszawskiego metra. Wszystko to przez wrzód na warstwie ozonu.

Zastanawiający jest termin "Dziura Ozonowa". Z naciskiem na DZIURA.

Po raz pierwszy dziurę ozonową zaobserwowano w 1985 roku.
Nikomu nie przyszło do głowy, by dokładnie zmierzyć skale problemu i nazwać ją "Dziurką Ozonową". Więc skoro wtedy oznajmiono ją DZIURĄ ozonową, to czym jest teraz, w dobie teraźniejszości? jak ją określić?

"Ozonowy Zapierdalacz Pingwinów".
To moja skromna propozycja. W tłumaczeniu na język powszechny : "TOPS - The Ozone Penguin Slayer"
Podobno jest lepiej niż w wspomnianym '85 roku. Niezbyt chce mi się w to wierzyć, skoro w krainie zupek instant (Chiny przyp. red), wkrótce będzie więcej samochodów niż samych mieszkańców.
Jednak z specjalistami nie będę się wspierał.
Szkoda, że w czasie procesu renowacji warstwy izolacyjnej, muzyka pop poniosła najsroższą stratę. Jej aktualny poziom śmierdzi gorzej niż poranne gazy posła Kalisza.


Skręciłem
kostkę.
Znowu.

To już 2104915 raz w mej 23 letniej karierze.
Skręciłem ją w czasie pamiętnego wieczorka w jednej z kantyn wojskowych w Warszawie, w czasie oglądania relacji z fumflami finału ligi żółto zębnych mistrzów.
Żaden ze mnie kibic soccera, jednak jeden z gamoni obchodził swoje 30'letnie urodziny.
A to przeobraziło się w picie hektolitrów wódy.
Było więcej gorzały niż oglądania meczu czy tym bardziej kibicowania.
Co nie było takie łatwe, zważając że siedzieliśmy dwa metry od telebimu, zasłaniając innym głodnym rozrywki gadzinom.

Po dwóch dniach postanowiłem iść do lekarza, a raczej po zwolnienie.

Stare próchno, które robiło za panią doktor po oględzinach i chronicznym mlaskaniu niezbyt dobrze trzymającej się sztucznej żuchwy i dokładnym wymacaniu mojej stopy wydukało, że mam osłabiony staw skokowy w lewej stopie.
No co ty kurwa powiesz Watsonie.
Przypisała mi trzy maści i zaleciła dużo odpoczynku chorej stópce.
Mając to na myśli, podała mi kwitek, który miał mi to zadanie ułatwić - 8 dni wolnego od pracy.
Pięć dni za stopę, pozostałe trzy to gratyfikacja za gluta w nosie.

Mój fut wygląda już o niebo lepiej. Anatomicznie, zaczyna przypominać kończynę i to nawet ludzką.
Kilka dni temu, wyglądała jakby kryła pod skórą zamiast chrząstki - niemałe jabłko. Czułem się jak Fred Flintston, wpadając często w poślizg na zakrętach w trakcie kuśtykania do łazienki czy kuchni.

Nie kuśtykam już.
Jednak gil nie poddaje się tak łatwo.
Pieprzony Ozonowy Zapierdalacz Pingwinów.



Dochodząc do meritum, wiecie co otrzymamy jak połączymy wątki w tej notce razem?







odp.





-V,,

poniedziałek, 19 maja 2008

Material World.1

Przeglądając jeden z moich ulubionych portali, który się idealnie nadaje na tak zwany "poniedziałkowy kac w pracy" portal luxlux, natrafiłem na dom.
Dom, który poraził, podniecił i przyjemnie połechtał moje wyczucie smaku i gustu.
Prawdziwe arcydzieło i kunszt projektantów.
Wpasował on się lepiej w mój gust, niż jakiekolwiek 'zbyt małe' stringi wrzynające się w 'zbyt duże' dupsko.
Ma za to jedną wadę, w moim przypadku kolosalną - znajduje się w RPA (czyt Republika Południowej *pieprzonej* Afryki)
Podobno jednak, widok z jego tarasu rozpościera się na piękną doliną winnic.

Natomiast.. jest to wciąż PIEPRZONA afryka!
Mam w dupie widok pięknej doliny winnic skoro cholerne mrówki są w stanie zjeść dorosłego jamnika, czy komary, które zostawiają bulwy na ciele człowieka wielkości mandarynki a pająki potrafią złożyć po kryjomu jajeczka w uchu człowieka, gdzie jak małe skurwysyny się wyklują to, wpieprzoną ci połowę mózgu.

Za żadne śmiertelne grzechy tam bym nie mieszkał. Ba! odmówiłem już nawet propozycji delegacji w pracy, gdzie chcieli mnie desantować do Kamerunu na 3 dni.
JA i Kamerun. Rotfl.

Owady, płazy, gady czy inne tygrysy, wole oglądać na Animal Planet. To nie środowisko dla białego człowieka. Czarny i jego przodkowie, to przynajmniej spierdalali przed drapieżnikami przez 8 tyś lat, więc jest przystosowany genetycznie. Biały, jest z natury leniwy, stąd wynalazł broń palną by nie paść wcześniej ofiarą zadyszki.

Wracając jednak do domu, poniżej podam kilka zdjęć.
W budynku mieszczą się 4 pokoje dzienne, 4 sypialnie, 3 łazienki, kuchnia, duża piwniczka na wino, kilka pomieszczeń gospodarczych. Na zewnątrz znajduje się duży taras i basen oraz 3 garaże.
Koszt 11 900 000 ZAR czyli 3 243 000 zł





piątek, 16 maja 2008

aktualizacja

nastąpi jutro.
co najwyżej pojutrze.

dzisiaj - >

poniedziałek, 12 maja 2008

kolekcja Lato '08.




Ale mam kaca!
Allahu drogi, zmiłuj się nade mną i ześlij mi jedną z twoich niezliczonych dziewic na ziemie, by odpędzić tego demona strasznego!
Tak to jest, kiedy ku uroczystemu przywitaniu Lata '08, pije się 6 zimnych piw na pełnym słońcu na gocławskim jeziorku.
W dodatku, miałem nie lada przygodę z osiłkiem, który nie umie racjonalnie pić piwa na słońcu. Był w towarzystwie dwóch nad wyraz elokwentnych pań, ubrane w dżinsowe rybaczki, które opinały tłuste uda i nogi. Jako schronienie dla swych cycochów wielkości dorosłych arbuzów, wybrały stylowe kubraczki, które ledwo podołały udźwignięciu tak potężnego ciężaru.
Nie przeszkadzały im oczywiście to, że koszuleczki nie dała już rady zakryć wylewających się żółtych fałdek na światło dzienne
A może był to efekt zamierzony.
Kto wie.

Głos zachrypnięty od papierochów, alkoholu czy konwencjonalnego robienia druta w klubowym kiblu, w trakcie ich konwersacji usłyszałem, że maleństwa marudziły, że dopiero co wyszły (była godzina 16:00) z klubu Lustra (hah, ma sie ten instynkt) i czują się fatalnie.
Żłopiąc 4 piwo z kolegą, potwierdzam mimochodem, że jeżeli czuły się choć w połowie tak fatalnie, jak ich podziurawiona cera, ubiór i barwa głosu , to faktycznie - biedaczki nie mogą myśleć o uczestnictwie w wybiegu kolekcji loungerie Victorias Secret w tym roku.
Wraz z nimi, towarzyszył im karczek, schabik tudzież byczek, ubrany w obsrane na lewym kolanie dresy i golf w paseczki. Oczywiście, jakieś tam adidasy, brudne i podarte.
Gębą najzwyczajniej na świecie TĘPA, a paszcza kryła trzy czy cztery zęby, z dziurą między nimi wielkości dołka dla piłeczki golfowej. Glaca oczywiście łysa, zarost tu, miedzy pryszczami tam - nieogolony.

Na początku, zachowywał się w miarę spokojnie. Jednak, po czwartym czy piątym desperadosie, który jego świniacki ryj wchłaniał w tempie niebywałym, zachowywał się coraz bardziej ostentacyjnie. Każde skończone piwo, uwieńczał głośną melodią beknięcia, na dobre zdrowie.
Michał (kurwa), bo tak miał na imię, chwalił się dupeczkom, że dopiero co wyszedł z pierdla.
Jak dla mnie, wsadziłbym go z powrotem na kilka miesięcy za sam jego wygląd.
Ciekawie, zaczęło się robić kiedy stwierdził, że ja i mój kolega Paweł, mamy w intencjach PODRYW jego hot suczys!
Co za menda!
Nie tyle co groził nam, z zasięgu ławeczki dalej bo podejść nie podszedł, że ma kolegów z Tarchomina, to jeszcze sądził, że gustuje w lachono-biaczo-mamutos! Czy ja o czymś nie wiem?
Czy Tarchomin to nowy Pruszków, Wołomin ?

Kolega Paweł słusznie stwierdził, że nim koledzy z Tarchomina by przyjechali na stację statoil, bo tam rzekomo miała być ustawka, to fumfle musieliby wyławiać obsrany dres z jeziorka.
Ja tego kompletnie nie rozumiem, jeżeli faktycznie miał zastrzeżenia, co do mnie to czemu zasłaniał się kolegami z Tarchomina, a nie rozstrzygnął tego jak prawdziwy mężczyzna.

Honor zanika w dzisiejszym świecie.
Nie ma zasad na ulicy. Do lamusa odeszły solo 1 na 1.
Panuje wolna amerykanka.

1 < wszyscy.


1 < Wołomin.




-V,,
----------------
Now playing: Hint - Mutes And Drops

wtorek, 6 maja 2008

bolero oj bolero



Dziś, natrafiłem na istny fenomen natury mody i odzieży.
Rozmawiając z znajomą łydką (hyhy), natrafiłem na słowo - bolerko.
Mój informator mi wytłumaczył i słusznie, że jest to uznane za kobiecą część garderoby.

Moment !
Jak to jest, w dobie gdzie kobiety niedbale parodiują w krawatach, świecąc muchą tam! spinkami od mankietów tu! Wydawało mi się ku memu głębokiemu ubolewaniu, że jakakolwiek zdrowa granica oddzielająca dwie płcie w modzie, się definitywnie zatarła. Ostateczny cios zadały bokserki w wersji damskiej, nie wspominając już o szelkach. Pogodziłem się z tym, pomimo licznego uporu i chęciom walki z tą zarazą.
Doświadczając to na codzień poprzez liczne widoki nieudolnego warszawskiego lansu, który dominuję na ulicy czy w klubach, nie mogłem prowadzić tej walki, bo była ona z góry skazana na porażkę.. miałem za dużo oponentów.

Jednak wracając do bolerka, zadałem pytanie czy bolerko występuje w wersji męskiej ?
I co się okazuje? .. że NIE !
Nie można odnieść innego wrażenia niż takie, że jest to ubranie ściśle zarezerwowane dla kobiet, skoro nikt podobnego nie szyje w wersji męskiej.
A czemu tak jest się pytam !?
Kiedy w czasach, kiedy nikogo już nie gorszy widok kobiety z na żelowanym łbem, z spinkami w koszulach (a wszyscy wiedzą, że oprócz zegarka, jest to jedyna dopuszczalna biżuteria dla faceta) i krawatem (koniecznie cienki bo grube są obleśne i fuj-tfuj!, kolejny idiotyzm), z szelkami opinającymi tłuste cyce, pod kiepsko skrojonym damskim garniturem.
Nie mówiąc już o SZmexy bokserkach, które tylko czyhają na napalonego pedała, bo trudno powiedzieć, żeby zdrowemu facetowi spodobała się taka kreacja na kobiecie.

Apeluje, dziewczyny - zostawcie w spokoju krawaty, szelki używajcie co najwyżej do porannego stretchingu, kupno spinek pozostawcie swoim facetom bo jest to rzecz cholernie podlegająca osobistemu gustowi.
A gacie.. jeżeli macie już zakładać je po tacie, nie zakładajcie ich w ogóle.



-V,,

poniedziałek, 5 maja 2008

you set me alight


Haluny.
Nie ma takiego słowa w słowniku! dacie wiarę ?
Cholernie nieelastyczny ten język jest.
A haluny mam, czyli posiadam je przez ułożenie się do snu o nieprzyzwoitej porze. Ogólnie, słowie halun dałbym inne, dodatkowe znaczenia, niż tylko te kojarzące się z halucynacjami. Czyli np rozwinąć dotychczasową zdolność przymiotnika "halucynogenny" do bardziej wytrawnych określeń, jak - "ale halun z ciebie" czy "mam haluna na hamburgera" albo też "na imprezie było całkiem haluniutko".
Podstawienie definicji pozostawiam innym.

Ale po co te niepotrzebne brednie, warto napisać coś z sensem, bądź starać się o taki wynik końcowy.

Majówka za pasem, a wraz z nią fatalna pogoda.
Co za złośliwość natury, że przez 3 dni potrafiło lać, otoczyć głodnych wczasów turystów szarą mogiłą i zimnem. A w poniedziałek, kiedy jest wielki comeback do pracy, słońce postanowiło leniwie wychylić się na pejzaż absolutnie bezchmurnego nieba. Natura chyba chce się odpłacić za tysiące ciężkich ton freonów, azotów i innym tlenkom tak hojnie produkowanym przez człowieka i prezentowane środowisku. Szlag.

Dzisiaj matury!
Chamy bez tego świstka, w końcu piszą egzamin określany mianem dojrzałości.
Co za brednie.
Jeżeli matura jest egzaminem dojrzałości, to ja po tych kobyłach i egzaminach na studiach powinienem być emerytowanym rencistą :D
Dojrzałość my ass..
Mimo tego, fajnie jest popatrzeć jak problemy młodego człowieka wzrastają. Tak samo jak apetyt wzrasta w trakcie spożywania - im jest się starszym, tym więcej problemów się rodzi o znacznie większej grawitacji.
A z kolei problemy, z którymi do tej pory się borykaliśmy, zdają się śmiesznymi błahostkami.
I tak jak się przeżywało maturę, i tak się później będzie patrzeć na nią przez palce z małym rumieńcem na policzkach. No chyba, że jest się skończonym kretynem i jej się nie zaliczy. Też trzeba wziąć na poprawkę na gamoni.




A pierniczek to z okazji pierwszej notki.


-V,,