Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się przeziębić w lecie.
Ani w wiosnę czy w czasie wczesnej jesieni.
Zwale to na globalne ocieplenie.
Tak, to na pewno przez to!
Parzące się za pieniądze, ubrania i jedzenie (!) gimnazjalistki, tępota i skurwysyństwo polskich polityków i niedokończona pierwsza nitka warszawskiego metra. Wszystko to przez wrzód na warstwie ozonu.
Zastanawiający jest termin "Dziura Ozonowa". Z naciskiem na DZIURA.
Po raz pierwszy dziurę ozonową zaobserwowano w 1985 roku.
Nikomu nie przyszło do głowy, by dokładnie zmierzyć skale problemu i nazwać ją "Dziurką Ozonową". Więc skoro wtedy oznajmiono ją DZIURĄ ozonową, to czym jest teraz, w dobie teraźniejszości? jak ją określić?
"Ozonowy Zapierdalacz Pingwinów".
To moja skromna propozycja. W tłumaczeniu na język powszechny : "TOPS - The Ozone Penguin Slayer"
Podobno jest lepiej niż w wspomnianym '85 roku. Niezbyt chce mi się w to wierzyć, skoro w krainie zupek instant (Chiny przyp. red), wkrótce będzie więcej samochodów niż samych mieszkańców.
Jednak z specjalistami nie będę się wspierał.
Szkoda, że w czasie procesu renowacji warstwy izolacyjnej, muzyka pop poniosła najsroższą stratę. Jej aktualny poziom śmierdzi gorzej niż poranne gazy posła Kalisza.
Skręciłem kostkę.
Znowu.
To już 2104915 raz w mej 23 letniej karierze.
Skręciłem ją w czasie pamiętnego wieczorka w jednej z kantyn wojskowych w Warszawie, w czasie oglądania relacji z fumflami finału ligi żółto zębnych mistrzów.
Żaden ze mnie kibic soccera, jednak jeden z gamoni obchodził swoje 30'letnie urodziny.
A to przeobraziło się w picie hektolitrów wódy.
Było więcej gorzały niż oglądania meczu czy tym bardziej kibicowania.
Co nie było takie łatwe, zważając że siedzieliśmy dwa metry od telebimu, zasłaniając innym głodnym rozrywki gadzinom.
Po dwóch dniach postanowiłem iść do lekarza, a raczej po zwolnienie.
Stare próchno, które robiło za panią doktor po oględzinach i chronicznym mlaskaniu niezbyt dobrze trzymającej się sztucznej żuchwy i dokładnym wymacaniu mojej stopy wydukało, że mam osłabiony staw skokowy w lewej stopie.
No co ty kurwa powiesz Watsonie.
Przypisała mi trzy maści i zaleciła dużo odpoczynku chorej stópce.
Mając to na myśli, podała mi kwitek, który miał mi to zadanie ułatwić - 8 dni wolnego od pracy.
Pięć dni za stopę, pozostałe trzy to gratyfikacja za gluta w nosie.
Mój fut wygląda już o niebo lepiej. Anatomicznie, zaczyna przypominać kończynę i to nawet ludzką.
Kilka dni temu, wyglądała jakby kryła pod skórą zamiast chrząstki - niemałe jabłko. Czułem się jak Fred Flintston, wpadając często w poślizg na zakrętach w trakcie kuśtykania do łazienki czy kuchni.
Nie kuśtykam już.
Jednak gil nie poddaje się tak łatwo.
Pieprzony Ozonowy Zapierdalacz Pingwinów.
Dochodząc do meritum, wiecie co otrzymamy jak połączymy wątki w tej notce razem?
odp.

-V,,